Skip to main content

Żółwięta wracają na rodzinne bagna!

WypuszczanieŻycie w ciekawy sposób potwierdziło naszą troskę o miejsca na lęgowiska żółwi. Oto niezwykła historia zdesperowanej żółwicy składającej jaja w zupełnie do tego nieodpowiednim miejscu i naszej interwencji zakończonej happy endem.

Pisałem już jak ważnym problemem jest zabezpieczenie lęgowisk, często porastających krzakami czy lasem. Otóż w żółwich ostojach na wschód od Olsztynka  mamy obserwacje zdające się go potwierdzać: znamy lęgi złożone na poboczach leśnych dróg – zupełnie nieodpowiednich, znamy pola, wykorzystywane do składania jaj, na których zasadzono drzewa albo stara się o pozwolenie na wybudowanie domów. To lato dostarczyło nam kolejnego, twardego dowodu.

Pod koniec czerwca zadzwonił do mnie zaprzyjaźniony gospodarz z zagubionej w Puszczy Napiwodzko-Ramudzkiej wsi Likusy, zaskoczony, że po obejściu łazi mu żółw. Działka ogrodzona bardzo szczelnym płotem, częściowo nawet na podmurówce… jak on wlazł?

Za kilka godzin kolejny telefon – już wiadomo jak się tam dostał. W jednym miejscu po płotem próbował się przekopać lis albo jenot – to jedyny punt, z którego żółw mógł skorzystać. A sam gad schował się w stawie przy miejscu do grillowania.

Odkrycie tego ostatniego faktu zajęło zaskakująco dużo czasu, pomimo tego, że nieustająco wokół stawu kręcili się ludzie. To pokazuje, jak żółwia trudno wypatrzyć, jeśli tego nie chce – a zasadniczo nie chce. Gospodarz jednak już niejednego żółwia widział i był bardziej na nie wyczulony – zauważył też, że dziwnie kręcił się po podjeździe a nawet coś jakby w nim grzebał.

Wydawało się to mało prawdopodobne, ale na wszelki wypadek, po uzgodnieniu i w towarzystwie pracowników olsztyńskiego RDOŚu, nasz herpetolog, Grzegorz Górecki, pojechał na miejsce sprawdzić stan rzeczy. I po krótkim grzebaniu okazało się – jest 15 jaj! A że przetrwać na podjeździe dla samochodów nie miałyby szans, więc zapadła także decyzja i zabraniu ich stamtąd i przeniesieniu do inkubatora, który szczęśliwie Grzesiek posiada w swoim laboratorium.

We wrześniu Grzegorz przekazuje dobrą nowinę – mamy żółwiki!  Jedno jajo okazało się skażone, dwa  - niezalężone, ale z dwunastu wylęgły się młode! Pod koniec miesiąca wybieramy się więc do Puszczy, aby zwrócić je naturze. Wypuszczanie_1

Jest nas większa ekipa, bo nasz skład wzmacniają przedstawiciele RDOŚu, olsztyński herpetolog Krzysztof Majcher, przedstawiciele Lasów, dziennikarz Gazety Olsztyńskiej (jego artykuł można przeczytać http://nidzica.wm.pl/124500,Soltys-Likus-ojcem-chrzestnym-12-malych-zolwikow.html#axzz2Iz4ZUalH ) oraz sołtys Likus, pan Hubert Breński, który w uznaniu za swoje liczne zasługi w badaniu i ochronie lokalnej populacji żółwia został honorowym ojcem chrzestnych żółwiątek. Każde zostało obfotografowane (istnieje możliwość rozpoznania później po układzie plamek na głowie – metoda pracochłonna, ale zawsze) i wpuszczone do stawu, w którym w kilka sekund zniknęło. Teraz przed nimi najtrudniejszy okres życia – takie maleństwo może połknąć nie tylko czapla czy szczupak, ale nawet upolować duży bezkręgowiec w rodzaju płoszczycy czy larwy ważki. Trzymajmy za nie kciuki!